poniedziałek, 3 września 2012

Danie ze słoiczka czy gotowane?

Ten temat powraca do mnie jak bumerang. Tak, karmię swoje dziecko słoiczkami i nie wstydzę się tego!

Nie liczę już nawet ile razy musiałam się tłumaczyć i przekonywać do swoich racji mamę, teściową czy resztę starszego pokolenia rodziny. Pomimo że wiele razy obiecywałam sobie nie wdawać się w dyskusję i robić swoje, nie dało się - zawsze komuś udało się mnie sprowokować i skutecznie podjąć temat.

Przecież to sama chemia!
Dziecko musi poznawać różne smaki!
A wiesz jak w tych słoiczkach jest mało mięska?
Przecież to jest kompletnie bez smaku, w ogóle nie przyprawione! Próbowałaś?
A skąd ty wiesz co oni tam dodają?
Starsze dziecko powinno jeść danie w małych kawałeczkach a nie taką papkę ze słoiczka!



Przyznam, że będąc pod ciągłym obstrzałem w pewnym momencie zwątpiłam w swoje przekonania i zaczęłam szukać opinii i porad na ten temat. Nie trafiłam jednak na żaden artykuł czy chociaż wypowiedź porównującą słoiczki i dania gotowane w domu. Czytając natomiast komentarze na forach odniosłam wrażenie, że mamy dające swoim dzieciom dania ze słoiczków traktowane są (i przez to czują się) gorsze i wolą się nie wypowiadać. W większości głos zabierały kobiety gotujące same, a wypowiedzi miały bardziej charakter przechwały niż opinii.

Do skończenia 12 miesiąca podawałam Leosiowi wyłącznie dania ze słoiczków. Zawsze wybierałam obiadki różnych firm i w różnych kompozycjach, aby urozmaicić codzienny jadłospis i zapoznać Małego z jak największą ilością smaków. Uważam, że w początkowym okresie rozszerzania diety dania ze słoiczków są zdecydowanie lepsze dla małego brzuszka niż te gotowane w domu.
Odkąd Leo skończył roczek zaczęłam jednak naprzemiennie karmić go słoiczkami i gotowanymi obiadkami. Dla Małego gotuję jednak osobno i z zachowaniem zasad zdrowego żywienia, tzn. bez dodatku soli i innych kuchennych polepszaczy smaku, na chudym indyczym mięsku oraz z dodatkiem oleju rzepakowego. Dlaczego zaczęłam gotować? Coraz częściej zdarza się, że Leo "zagląda" nam do talerza i chce jeść to, co rodzice. Poza tym zdaję sobie sprawę, że w żłobku czy przedszkolu nikt nie będzie mu serwował dań ze słoiczka. Chcę zatem powoli przystosować mały brzuszek do dorosłego jedzenia, którego w późniejszym okresie i tak nie uniknie. Ponad to po pierwszych gotowanych przeze mnie obiadkach zauważyłam na policzkach Leosia uczulenie, więc stopniowe wprowadzanie sklepowych produktów mam nadzieję pozwoli nam uniknąć silnych reakcji alergicznych w późniejszym okresie.

Nawyki żywieniowe kształtują się w pierwszych trzech latach życia, dlatego też stosowana we wczesnym dzieciństwie dieta ma ogromny wpływ na zdrowie i sposób żywienia dorosłego człowieka. Chcę zapewnić swojemu dziecku "zdrowy start w przyszłość" i oszczędzić mu ciągłej walki ze zbędnymi kilogramami, nadciśnieniem czy cholesterolem. Często spotykam się z poglądem, że po skończeniu roku dziecko może jeść potrawy z dorosłego stołu. W tym okresie owszem mocno poszerza się wachlarz możliwości kulinarnych dla maleństwa, ale trudno mi się pogodzić z opinią, że może ono już zajadać się vegetą, kostką rosołową, octem czy białym cukrem.

Wierzę, że produkty do dań słoiczkowych są starannie dobierane, badane i kontrolowane. Nie mam natomiast pewności skąd pochodzą, gdzie rosły i jak były przechowywane warzywa kupowane w sklepie, w markecie czy nawet na osiedlowym bazarku. Nawożone, uprawiane przy krajówce, dojrzewające w chłodni - nie budzą mojego zaufania, szczególnie te ładnie wyglądające i dorodne.

Wybierając słoiczki wiedziałam, które są przeznaczone dla dzieci w wieku mojego Małego i nie musiałam zastanawiać się czy mogę mu już podać poszczególne produkty. Poza tym ufam, że proporcje dobrane są tak, aby zapewnić dziecku odpowiednią ilość składników odżywczych.

Co do samej ilości dania.. Kalendarz żywienia niemowląt wskazuje ile gramów i jakiego posiłku dziecko powinno otrzymywać, aby zdrowo się rozwijać. Wiem, że nie należy ściśle i bezwzględnie się do niego stosować, ale jako młoda mama miałam wystarczająco dużo dylematów związanych z żywieniem, że nie zdecydowałabym się na dodatkowy w postaci - dwie łychy zupki czy jedna, zupka za rzadka czy za gęsta, itd. Dla wyjaśnienia - nie zmuszałam Leosia do jedzenia ani nie odmawiałam mu, jeśli chciał więcej, ale dając słoiczek wiedziałam, że dostaje tyle ile normalnie potrzebuje.

Wybór dań słoiczkowych jest na tyle duży, że pozwala na urozmaicanie diety malucha. Moje dziecko przed skończeniem roku poznało smak dyni, królika czy jagnięciny, których ja sama wcześniej nie próbowałam. Natomiast opinie, że danie ze słoiczka jest mdłe i bez smaku nie ma dla mnie żadnego uzasadnienia. Dziecko nie znając smaku soli, nie odczuwa jej braku. Co więcej uważam, że posolenie obiadku dla malucha można porównać z przesoleniem potrawy dorosłego.

Oprócz składników, do wieku dziecka dostosowana jest także konsystencja dań słoiczkowych. Pierwsze obiadki są w postaci papki, natomiast kolejne zawierają coraz to większe kawałeczki jedzenia. Maluch ma zatem możliwość nauczenia się przeżuwania i gryzienia we właściwym dla siebie czasie i kolejności.

Mimo że coraz częściej sama gotuję Leosiowi obiadki, zawsze mam w zapasie. Wiem, które Mały najbardziej lubi i w razie gorszego dnia czy braku apetytu mogę mu je podać. Poza tym są sytuacje, w których nie mogę nic ugotować lub muszę nakarmić Leo poza domem, wówczas łapię za słoiczek i z głowy. Ciekawa jestem jak wówczas radzą sobie mamy gotujące? Ja podaję swojemu dziecku dania ze słoiczków i nie czuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz