poniedziałek, 29 października 2012

Bałwan bałwankowi wilkiem

Pierwszy śnieg tej zimy już spadł i mimo że nie ma go zbyt wiele, dzieciakom na osiedlu udało się ulepić bałwanka. Całkiem zgrabne trzy śniegowe kulki dzieci udekorowały jakimiś tam gałęziami, oczy zrobiły z kamyków no i oczywiście z marchewki nos. Bałwanka spotkaliśmy w trakcie dzisiejszego spaceru. Zatrzymaliśmy się przy nim na chwilę, bo w końcu to pierwszy bałwan, którego Leo mógł zobaczyć. Odchodząc minęliśmy panią z pieskiem, która również zatrzymała się przy śniegowym hipku. Piesek o dziwo nie wykazał żadnego zainteresowania i nawet nie przyżółcił bałwanka. A gdyby nawet to zrobił, no trudno - trzeba zrozumieć i wybaczyć. Tego jednak co zrobiła jego pani nie potrafię zrozumieć, tym bardziej wybaczyć. Otóż owa pani burcząc coś pod nosem zaczęła ogołacać bałwanka najpierw z gałęzi, a potem również z marchewki, którą ze złością wyrzuciła w trawę!! Ponieważ odeszliśmy już kawałek i całe zajście widziałam z oddali, nie chciałam już wracać i tym bardziej wdawać się z kobitą w kłótnię. Chwilę później pożałowałam jednak, że nie stanęłam w obronie bałwanka, więc zrobiliśmy kółeczko wokół bloku i wróciliśmy, aby go uratować. Oddaliśmy bałwankowi nos i wyglądał prawie jak nowy. Tak niewiele było trzeba, żeby bałwan pozostał bałwanem. Nie wiem co tej pani w nim tak bardzo przeszkadzało. Owszem przyznaję, że kiedy śnieg zaczyna topnieć czy też kule są zrobione bardziej z trawy niż z białego puchu, bałwan bardziej straszy niż ładnie wygląda, ale ten był naprawdę w porządku. Kule kształtne, z czystego śniegu, nos z marchewy a nie jakichś badyli, niczego mu nie brakowało, no może oprócz ludzkiej życzliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz